Pizza, książki i moje obrazy🎨

kwietnia 11, 2020

Pizza, książki i moje obrazy🎨

Ostatnio czas płynie na przemian wolno i szybko.
Wszystko zależy od tego co robię, czy w ogóle coś robię i jak bardzo pochłania to moje myśli.
Staram się nie zwariować przez to ciągłe siedzenie w domu i każdego dnia wymyślam sobie nowe zadanie.

W poniedziałek na przykład byłam już tak znudzona i tak spragniona świeżego powietrza bezpośrednio z dworu, a nie z otwartego jak szeroko okna, wzięłam swojego pieska, klucze do ogrodu i właśnie tam się wybrałam.
Rita od początku całej tej kwarantanny nie była ani razu dłużej na dworze niż tylko tyle, aby załatwić swoje potrzeby. Wiadomo, zarówno ludzie, jak i zwierzęta świeżego powietrza potrzebują.  Zamknęłam za sobą furtkę, pusciłam sobie cichutko muzykę i napawając się ogrzewającym słońcem, razem z Ritą się położyłyśmy na trawniku.
Promienie słońca to, to czego potrzebowałam. Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo ucieszyłam się, gdy na twarzy poczułam to bijące ciepło, uśmiech sam wkradł się na twarz!
Rita również była zadowolona. Turlała się w trawie, wystawiała pyszczek w górę i wytykała język coś na wzór uśmiechu. Oczywiście nie obeszło się bez zdjęć.

We wtorek o ile się nie mylę, był to dzień gotowania.
Od rana chodziło za mną jakieś dobre jedzonko, ale nie miałam pojęcia co zrobić.  W końcu wieczorem zdecydowałam się zrobić pizze -drugi raz w życiu- i nie spodziewałam się, że wyjdzie tak dobra!
Według mojego brata: "Ta pizza była pyszna! Śmiałbym powiedzieć, że w życiu lepszej nie jadłem, ale nie dam ci tej satysfakcji"
Ahhhh, nie ma to jak wsparcie rodzeństwa, haha.
Zrobiłam cztery małe pizze, zamiast jednej dużej i muszę przyznać, że bardziej praktyczne to było.
Każda kolejną wypiekała się bardziej puszysta, ale ja zdołałam zrobić zdjęcia tylko swojej, także mogę ją tutaj pokazać.

W sumie wcale takie małe nie wyszły, bo zakrywały cały duży talerz. 

Środa najprawdopodobniej minęła mi szybko z kilku względów.  

Po pierwsze skończyłam czytać "Love Rosie", po drugie sprzątałam w pokoju, a po trzecie, poszłam na ogródek w końcu poogarniać. 

Mama zajęła się tą częścią z roślinami, warzywami i owocami, a ja zabrałam się za zamiatanie tarasu i sztucznej trawy -co swoją drogą było cięższe niż się wydaje. 

Słoneczko tak bardzo grzało w skórę, że aż miało się ochotę na lekką drzemkę - sama nie wiem dlaczego, ale zawsze jak mi jest ciepło to mam ochotę na spanko. 

Praca mijała nam przyjemnie, a gdy już skończyłyśmy, to w odstępie 5 metrów szliśmy do domu. 

Czwartek  poświęciłam na wypisywanie cytatów do mojego specjalnego zeszytu i wyszukiwaniu ich w różnych książkach.  Zajęłam się także projektowaniem kolejnych miesięcy w moim BJ -kalendarzu. 

Zabrałam się również za czytanie "Księżyc w nowiu" i analizowanie tego, czego się na nowo doszukałam. Nadrobiłam też trochę youtube i inne strony intermetowe. I znowu dużo jadłam. To jest chyba moje nowe hobby, ahaha. 

No i mamy piątek.  

Rano wstałam strasznie obolała i niezbyt zadowolona z pobudki. Zeszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie i wolno przesuwając bułkę, myślałam jak zaplanować sobie dzień.  Gdy już się wykąpałam i ubrałam w ciuchy na co dzień poszłam do pokoju pościeli łóżko, wywietrzyć pokój i zabrawszy książkę, usadowiłam się wygodnie i zagłębiłam w lekturze. Piątek był też dniem nowego odkrycia. 

Mianowicie, po tym jak wraz z mamą wyrzuciłam drzewo do szopki, zabrałam z niej dwa kawałki gładkiego, prawie kwadratowego drewna i wpadłam na pomysł, że użyje ich jako płótna. Tak też późnym popołudniem zrobiłam.  Przygotowałam farby, pisak i zabrałam się do malowania. Bawiłam się świetnie!

Już wiem, że takie fajne kawałki drewna będą podbierała z szopki i wykorzystamje do tworzenia swoich obrazów. 

Jak narazie zrobiłam dwa, ale na pewno będzie ich więcej bo świetnie się bawiłam!

Nie wiem co jutrzejszy dzień mi przyniesie, ale wiem, że wymyślę jakieś nowe zajęcie.

A wy, jak spędzacie wolne dni? Nudzicie się już, czy nie?

Trzymajcie się zdrowo xoxo.